Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/290

Ta strona została przepisana.

nej dla nich ponurej i źle oświeconej sali, z posadzką, z której farba dawno już była startą.
Astier-Réhu, który miał być wezwany pierwszym z kolei, nie chcąc wejść do poczekalni, spacerował po ciemnym korytarzu łączącym obie sale.
— Nie... nie! zostaw mię samym — rzekł głuchym głosem do Freydeta który chciał z nim pozostać.
Zbity z tropu kandydat musiał przyłączyć się do innych świadków, rozmawiających małemi gromadkami. Byli tam: baron Huchenard, paleograf Bos, chemik Delpech z Akademii nauk, biegli kaligrafowie, dalej parę ładnych dziew czyn, z liczby tych, których fotografie wisiały na ścianach w pokoju Albina Fage. Te panie uszczęśliwione z reklamy, którą im robił proces, śmiały się głośno; ich jaskrawe i ekscentryczne kapelusze „directoire“, stanowiły silny kontrast z białym czepkiem i włóczkowemi mitenkami odźwiernej z Izby obrachunkowej.
Védrine był również wezwany... Freydet usiadł koło niego w otwartem oknie.
Uniesieni, każdy w inną stronę, przeciwnemi prądami, które w Paryżu często dwie jednostki daleko odrzucają, dwaj przyjaciele nie widzieli się od zeszłego lata, od czasu niedawnego pogrzebu biednej Germainy.
Védrine ściskał ręce przyjaciela, dowiadując się o jego zdrowie i o jego stan umysłowy po tym strasznym ciosie.