Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/291

Ta strona została przepisana.

Kandydat wzruszył ramionami:
— Tak! to ciężko... bez wątpienia, bardzo ciężko! Ale cóż chcesz? Przywykłem już...
Na widok takiego samolubstwa Védrine, wytrzeszczył oczy:
— Cóż się dziwisz, mój kochany? pomyśl tylko... przekreskowali mię dwa razy w ciągu jednego roku...
Jedynym strasznym ciosem dla niego był chybiony fotel po Ribault-Babin. Fotel ten minął go tak jak wtedy po śmierci Loisillona. Zrozumiał nareszcie i westchnął głęboko:
— Ach! tak, Germaina... Namęczyła się dosyć przez całą zimę biedaczka z powodu tej nieszczęśliwej kandydatury... Po dwa obiady proszone tygodniowo a przytem do północy, czasami do pierwszej godziny, uwijała się na swym mechanicznym fotelu po wszystkich kątach salonu... Tej kandydaturze poświęciła resztki swoich sił: zajęła się nią z większym zapałem, z większą jeszcze namiętnością niż jej brat. Ostatecznie, konając już prawie, kiedy już mówić nie miała siły, jeszcze biednemi, sztywnemi palcami rachowała kreski.
— Tak jest, mój drogi, umarła, obrachowując moje kreski i szanse, jakie mam do tego przeklętego fotela... O! muszę należeć do tej Akademii, pomimo ich woli nawet, chociażby tylko dla niej, dla jej drogiego mi wspomnienia...