Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/298

Ta strona została przepisana.

lub zielonych parasolek, które roztwierając się, zdawały się zabarwiać jasne czerwcowe słońce.
Wychodzono, śmiejąc się i żartując, jak gdyby z przedstawienia bardzo wesołej sztuki...
Złapał się, mały garbus! pięć lat więzienia i koszta procesu, ale też adwokat jego był zabawnym!...
Małgorzata Oger zanosiła się od śmiechu, jak w drugim akcie „Musidory“:
— Ach! moi drodzy!...
A Danjou, odprowadzając do powozu panią Ancelin, mówił z cynizmem:
— Jest to policzek wymierzony Akademii... dotkliwie, ale za to jak dokładnie!...
Leonard Astier, który oddalał się nie odwracając głowy, słyszał te i inne jeszcze gawędy, pomimo, że mówiący ostrzegali się wzajemnie:
— Uważaj! on jest tutaj!...
Dla niego był to już początek ogólnego lekceważenia, ośmieszenia, o którem cały Paryż wiedział.
Dogonił go Freydet, ulegając popędowi dobre go serca.
— Podam ci rękę, drogi mistrzu — rzekł.
— Ach! kochany przyjacielu, jakąż przysługę mi wyświadczasz — rzekł starzec głuchym i drżącym od łez głosem.
Szli tak czas jakiś w milczeniu. Zieloność bulwarów ocieniała, zdobiące je kamienie. w powietrzu rozlegały się wesoło odgłosy dochodzące