Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/301

Ta strona została przepisana.

jak w sądzie przed paru godzinami, urzędowe znieważanie go, które znosił nie przerywając, ani broniąc się, z uczuciem pewnej niedosięgnionej i niedostępnej oszczerstwu powagi. Ale jakże okrutnemi były te niedojrzane w ciemnościach usta które go gryzły i raniły, szarpiąc zębami jego honor męzki i sławę autorską...
Piękne były jego książki!... Czy nie wyobrażał sobie przypadkiem, że to one otworzyły mu podwoje Akademii? Ależ to jej, jej wyłącznie zawdzięczał zielony mundur, którym się pysznił... Całe życie swe spędziła na wymyślaniu rozmaitych intryg i sposobów, kołacząc do różnych drzwi... młodość swą i urodę poświęciła miłosnym zachciankom starców, których oświadczenia, robione drżącym od starości głosem, sprawiały jej wstręt i obrzydzenie....
— Trudno, mój kochany, nie można było inaczej postąpić... Żeby wejść do Akademii, trzeba mieć talent: ty go nie miałeś... trzeba nosić znane nazwisko lub mieć świetne stanowisko w społeczeństwie... tego wszystkiego ci brakowało... musiałam wdać się w tę sprawę...
I obawiając się, by nie powątpiewał o prawdziwości jej słów, by nie wziął ich za objaw gniewu kobiety urażonej, której próżność małżonki i ślepe przywiązanie macierzyńskie zostało upokorzonem, opowiadała szczegóły jego wyborów i przypomniała mu sławne jego zapy-