Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/302

Ta strona została przepisana.

tanie o jej woalki, które czuć dymem tytoniowym, chociaż on wcale nie palił...
— To powiedzenie, mój kochany, zjednało ci większą sławę, niż wszystkie twoje dzieła!...
Z piersi starego wydarł się głuchy i żałosny jęk człowieka, któremu wnętrzności wypruwają... Piskliwy głos rozlegał się wciąż po pokoju:
— Spakuj już raz, swoje manatki, niech nie słyszę więcej o tobie!... Szczęściem nasz Paweł jest teraz bogatym... będzie ci przysyłał na życie, bo nie przypuszczasz chyba, abyś mógł teraz znaleźć nakładcę na swoje banialuki i jeżeli nie umrzesz z głodu, to tylko dzięki temu, co ty nazywasz haniebnym postępkiem twego syna...
— O! tego już nadto — jęknął biedak, uchodząc przed tym napadem furyi i znów po omacku idąc przez schody, korytarze i puste dziedzińce, powtarzał, nieledwie z płaczem:
— Tego za wiele... tego za wiele!...
Dokąd szedł?
Szedł prosto przed siebie, jak gdyby we śnie: minął plac i zatrzymał się na połowie mostu. Świeże powietrze orzeźwiło go, usiadł na ławce, zdjąwszy kapelusz i porozpinawszy surdut dla ochłodzenia się.
Powoli słuchając jednostajnego szmeru wody uspokoił się i oprzytomniał, ale po to tylko, aby przypomnień sobie wszystkie uczucia bólu. Co za kobieta! Co za potwór! Jak mógł