Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/307

Ta strona została przepisana.

Gdy uchylono na chwilę płóciennej zasłony, oczom zgromadzonych członków komisyi układającej dykcyonarz, którzy na znak żałobny zawiesili posiedzenie, ukazały się rysy zmarłego kolegi, Leonarda Astier-Réhu. Ci panowie stali naokoło, z odkrytemi głowami, nie tyle zasmuceni, co zgorszeni. Zatrzymało się również paru ciekawych przechodniów robotników — przez Instytut bowiem jest przejście z ulicy Mazarini na bulwar.
Pomiędzy nimi stał kandydat Freydet: ocierał oczy, opłakując swego mistrza, w głębi duszy, nie bez pewnego wstydu jednak, myślał, że znowu będzie wakujący fotel.
W tej chwili właśnie, stary Jan Réhu wychodził na zwykłą poobiednią przechadzkę. Nie wiedział o niczem i wydawał się być zdziwionym na widok tego tłumu, nad którym górował, stojąc na ostatnich stopniach schodów. Pomimo, że chciano go oddalić, zbliżył się, ażeby lepiej widzieć. Czy poznał, czy zrozumiał co się stało?...
Wyraz jego twarzy nie zmienił się wcale, oczy jego patrzyły równie nieruchomo, jak oczy Minerwy, z pod bronzowego kasku. Gdy na twarz zmarłego zarzucono znowu pokrywające ją płótno, on, przyjrzawszy się dobrze, oddalił się wyprostowany i dumny, prawdziwy Nieśmiertelny, i kiwnąwszy głową zdawał się mówić:
— Widziałem już i to w swojem życiu!

KONIEC.
Daudet — Nieśmiertelny.