Ukrywał się zatem przed panią Astier, nie wiedząc o jej usiłowaniach podjętych w tym samym, lecz niekorzystnym dla niego celu i działał sam powoli, oczarowując młodą kobietę, młodzieńczym wdziękiem, wesołością i sceptyczną werwą, którą miarkował umiejętnie, wiedząc, że kobiety tak, jak dzieci, lud prosty i w ogóle istoty naiwne i uczuciowe, nie lubią ironii, której się lękają i w której czują przeciwniczkę zachwytów i marzeń miłosnych.
Tego dnia, młody Astier przybywał pewniejszy siebie niż zazwyczaj.
Pod pozorem wspólnej wycieczki na cmentarz Père-Lachaise i obejrzenia na miejscu robót koło pomnika, był dzisiaj po raz pierwszy zaproszony na śniadanie do pałacu Rozen. Jakby za wspólną umową, dla uniknienia konieczności proszenia pani Astier, naznaczono spacer na środę, która była dniem jej przyjęcia.
To też zwykle ostrożny Paweł, wchodząc na ganek, rozejrzał się niedbale dokoła, po obszernym dziedzińcu i oficynach, jakby spojrzeniem swem obejmował to wszystko w posiadanie.
Ochłonął trochę, przechodząc przez przedpokój, w którym szwajcar i lokaj, obaj w grubej żałobie, drzemali na ławce, jak straż żałobna u kapelusza nieboszczyka, przepysznego, popielatego kapelusza, który oznaczał piękną pogodę i zarazem uparte postanowienie księżnej wiecznego zachowania tej pamiątki.
Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/39
Ta strona została skorygowana.