Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/57

Ta strona została przepisana.

działa, jaki był pokorny i uniżony wobec Brétigny’ego, który nigdy nic nie napisał, a w Akademii zajmuje miejsce przeznaczone dla „człowieka z towarzystwa“, tak jak na wsi biedni zajmują miejsce przy stole w dzień Trzech Króli. Nietylko wobec Brétigny’ego, Dalzon bywa pokornym, ale wobec każdego członka Akademii. Wysłuchuje anegdotek starego Réhu, śmieje się z dowcipów Danjou, śmieje się nizkim, żakowskim śmiechem, który Védrine w szkole nazywał „śmiechem dla belfra“. Wszystko to robi dla tego, ażeby w przyszłym roku otrzymać potrzebną mu większość głosów, zamiast dwunastu, które miał w roku zeszłym.
Zjawił się na chwilkę i Jan Réhu, zadziwiająco jeszcze zdrów i czerstwy, trzymający się prosto, w obcisłym tużurku; twarz ma pomarszczoną, jak gdyby upieczoną w popiele i białą, wełnistą brodę, porastającą jak mech na starym kamieniu. Spojrzenie ma bystre i pamięć zadziwiającą, — głuchy jest tylko, co go bardzo smuci, bo wskutek tego skazanym jest na mało zajmujące monologi i osobiste wspomnienia. Opowiadał nam o życiu cesarzowej Józefiny, która tak jak i on, była kreolką z Martyniki. Opisywał jej stroje, szale i muśliny, pachnącą piżmem i otoczoną podzwrotnikowemi kwiatami, które nawet podczas wojny, flota nieprzyjacielska uprzejmie przewozić pozwalała. Potem opowiadał o znanym mala-