Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/58

Ta strona została przepisana.

rzu Dawidzie i naśladował go, jak z ustami pełnemi jedzenia, wymyślał swym uczniom.
Stary dziad, który tylu wypadków był świadkiem, skończywszy opowiadanie, potrząsał głową i dodawał:
— Na własne oczy to widziałem, — jak gdyby poręczał prawdziwość tego, co mówił.
Muszę dodać, że prócz Dalzona, który słuchał z udanem zajęciem, ja jeden tylko słuchałem bardzo uważnie opowieści starego patryarchy, bo zaciekawiały mnie one daleko więcej niż historyjki niejakiego Gavaux, dziennikarza, korespondenta dzienników zagranicznych, wszystkowiedzącego gaduły.
— Oh! Gavaux! Gavaux przyszedł — dało się słyszeć w salonie, równocześnie z jego wejściem i w tej samej chwili otoczono go kołem; najpoważniejsi z Nieśmiertelnych zachwycali się anegdotami tego tłuściocha, który ze swą czerwoną twarzą i wyłupiastemi oczyma, wyglądał jak spasiony kanonik.
Opowiadał, wtrącając ciągle: „Mówiłem księciu de Broglie,... Dumas powiedział mi wczoraj.... wiem od księżnej.... i przytaczał znane przez wszystkich nazwiska.
Jest ulubieńcem pań, którym znosi ploteczki ze sfer akademickich, literackich, dyplomatycznych lub high life’u, mówi po imieniu Danjou, z księciem d’Athis, z którym wszedł, jest na stopie poufałej, a Dalzona i młodego krytyka z gó-