Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Nie znając nikogo w danem kółku, od razu się widzi, że nie rozumiejąc o co chodzi, w rozmowie jest się zupełnie zbytecznym.
Chciałem już odejść, gdy poczciwa pani Astier zatrzymała mię:
— Zajdź pan do niego.... będzie ci rad...
Po ciasnych schodach wdrapałem się do pokoiku swego starego mistrza.
W korytarzu jeszcze usłyszałem jego gruby głos:
— Czy to pan, panie Fage?
— Nie — to ja mistrzu!
— A! de Freydet! Ostrożnie, schyl głowę.
— Istotnie, w tej dziurze nie można nawet się wyprostować. Co za różnica z temi wysokiemi salami pełnemi szaf w archiwach ministeryum, w których widziałem go ostatnim razem.
— Buda? co? — rzekł do mnie zacny człowiek, — ale żebyś wiedział, co to za skarby! I wskazał ręką na szafę, zawierającą co najmniej z dziesięć tysięcy co najrzadszych autografów, które zebrał w ciągu dziesięciu lat ostatnich.
— Z tego można nauczyć się historyi, — ciągnął dalej, roznamiętniając się i potrząsając szkłem powiększającem, które trzymał w ręku, — i to prawdziwej historyi.
Wydał mi się rozdrażnionym i ponurym. Obeszli się z nim bardzo surowo; nagła dymisya, a w dodatku, gdy napisał historyę, w której rzeczywiście liczne dokumenta przytacza, oskarżyli