Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/69

Ta strona została przepisana.

nia okazuje najwyższe uwielbienie. Zupełnie jak dziki, korzący się przed bałwanem, którego sam wystrugał....
— Ja, mam już dosyć tych salonów akademickich, w których same tylko błazeństwa, śmieszności i babskie intrygi! I ty miałbyś tam włazić? Pytam się, po co? Pędzisz żywot tak przyjemnie, jak mało kto; ja sam, który mało o co dbam, zazdrościłem ci prawie, widząc cię z siostrą w Clos-Jallanges: idealny dom na wzgórzu, wysokie pokoje, kominki takie, że wołu w nich upiecby można, stare dęby, pola, winnica, rzeka... jednem słowem, byt taki, jak szlachcica w powieściach Tołstoja, polowanie, rybołóstwo, dobre książki i przyjemne sąsiedztwo, chłopi nie bardzo kradną a w dodatku, żebyś nie zardzewiał w tym ciągłym dobrobycie, masz siostrę, zawsze uśmiechniętą, żywą i dowcipną (pomimo choroby przykuwającej ją do fotela), uszczęśliwioną, gdy wróciwszy z przechadzki, przeczytasz jej ładny jaki wiersz, napisany gdzie w polu, ołówkiem na ćwiartce papieru, położonej na siodle, lub też w lesie, leżąc w trawie, tak jak my teraz, wyjąwszy tylko ten przebrzydły turkot wozów i trąbienie w koszarach...
Védrine musiał umilknąć. Ciężkie furgony, naładowane żelaztwem, przejeżdżały z hałasem, wstrząsając ziemią i przyległemi domami, w poblizkich koszarach słychać było trąbienie, a świst lokomotywy, katarynka i dzwony kościoła św.