Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/82

Ta strona została przepisana.

wahał się i zawróciwszy do sklepu, wszedł, zamknąwszy drzwi za sobą.
— To dziwne, mruknął rzeźbiarz. Dla czego Fage nigdy nic mi o tem nie wspominał? Co za tajemniczy człowiek! Bardzo być może, że jaki kawał urządzają na współkę... jakiego białego kruka wynajdują...
— Cóż znowu! Védrine! — rzekł oburzony Freydet.
Freydet, po odbytej wizycie, szedł wolnym krokiem ulicą d’Orsay, mocno poruszony brutalnemi słowami, które dopieroco usłyszał od Védrina. Jak jednak ludzie mało się zmieniają! Jak wcześnie w dziecku zapowiada się człowiek! Po dwudziestu pięciu latach, pomimo siwych włosów i zmarszczek, pomimo tej maski, w którą czas łudzi ubiera, obaj żacy z lyceum Ludwika, odnaleźli się takimi, jakimi rozstali się na szkolnej ławce: jeden gwałtowny i egzaltowany, zawsze buntujący się, drugi uległy i pełen poszanowania dla władzy, natura powolna i w tym kierunku rozwijająca się dalej śród ciszy wiejskiej...
Zresztą, może Védrine miał słuszność: czy warto zadawać sobie tyle pracy, nawet pewnym będąc powodzenia. Najbardziej lękał się o swoją siostrę, biedną kalekę, która pozostała sama w Clos-Jallanges, podczas gdy on popiera swoją kandydaturę. Już teraz, po paru dniach rozłąki,