Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/83

Ta strona została przepisana.

smuci się i niepokoi; dzisiaj taki smutny list od niej odebrał.
Tak rozmyślając, przechodził obok koszar dragonów; zwróciła jego uwagę gromada zgłodniałych obdartusów, stojących po drugiej stronie szosy i czekających aż im dadzą resztki zupy. Przyszli już od dawna, z obawy by kto ich miejsca nie zajął; oparci o baryerę, lub siedząc na ławce, brudni, obdarci, jak stado zwierząt, czekali nieruchomie, rychło w dziedzińcu koszar ujrzą kotły ze strawą i oficer służbowy da znak, że mogą się zbliżyć. Wśród pięknego, jasnego dnia, strasznym był widok tych dzikich spojrzeń, zgłodniałych twarzy, które ze zwierzęcym wyrazem zwracały się ku otwartej bramie.
— Cóż tutaj porabiasz, kochany chłopcze? — Astier-Réhu, rozradowany, wsunął rękę pod ramię swego ucznia.
Spojrzał w kierunku, w którym uczeń jego ukazywał mu wzruszający obraz nędzy paryzkiej.
— Rzeczywiście.... rzeczywiście.... — ale jego profesorskie oczy umiały tylko na książkach czytać i nie pojmowały, ani rozczulały się nad obrazem życia. Nawet po sposobie, w jaki ujął ramię de Freydeta i prowadził go, mówiąc;
— Odprowadź mię do Instytutu — czuć było, że mistrz nie pochwala tych scen ulicznych i żąda większej powagi od swego ulubionego ucznia; oparłszy się o jego ramię, opowiadał mu powoli o zachwycie swym i uradowaniu z powodu cudo-