Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/85

Ta strona została przepisana.

ciwnicy gadają, bo nie znają jej wcale, lub dostać się do niej nie mogli, niedołęgi!
Jego silny głos rozlegał się po ulicy, zwracając uwagę przechodniów. Niektórzy poznawali go i wymawiali nazwisko Astier-Réhu. Stojąc na progu swych sklepów, księgarze lub kupcy rycin i starożytności, kłaniali mu się z uszanowaniem, przywykłszy widywać go stale w tym czasie.
— Popatrzno! Freydet! — i mistrz ukazywał pałac Mazarini, przed który dopiero co przybyli. — Oto mój Instytut, taki, jakim wyobrażałem go sobie w młodości, gdy tylko z rycin go znałem. Powiedziałem sobie:
— Dostanę się tam! I dostałem się! Teraz na ciebie kolej, moje dziecko. Oby to wkrótce na stąpiło..
Lekkim krokiem przeszedł bramę i zniknął niedługo w głębi brukowanych, poważnych dziedzińców, pełnych spokoju i ciszy.
Freydet stał nieruchomy, spoglądając za nim, a na jego pełnej i opalonej twarzy, w łagodnych okrągłych oczach, malował się taki sam wyraz, jak na twarzach zgłodniałych nędzarzy, oczekujących na resztki jadła przed koszarami.
Odtąd Freydet już zawsze z takim wyrazem spoglądać będzie na Instytut.