Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/9

Ta strona została przepisana.

Podobieństwo między matką a synem było uderzającem: oboje mieli różową, trochę śniadawą płeć, szare oczy o bystrem spojrzeniu, wysmukłą postać; oboje mieli tę samą właściwość rysów, cienki, trochę na bok skrzywiony nos, który nadając ironiczny wyraz twarzy, nie wzbudzał zarazem do nich zaufania.
Milczeli oboje, śledząc się wzajemnie spojrzeniami i oczekując, które pierwej mówić zacznie. W przyległym pokoju wciąż słychać było froterowanie Teyssèdre’a.
Paweł pierwszy przerwał milczenie:
— Wcale ładne — rzekł.
— Co ładne
Niedbałym ruchem wskazał wachlarzem obnażone ręce matki i jej ramiona, które odznaczały się wyraźnie pod cienkim batystowym kaftanikiem.
Roześmiała się:
— Tak, to ładne, ale za to patrz... — i pokazała bardzo długą szyję, której zmarszczki zdradzały wiek kobiety — a przytem...
Chciała dodać: „co mnie to już obchodzi, kiedy ty jesteś pięknym“, ale nie dokończyła. Zwykle gadatliwa, wprawna w szermierkę językową i nawykła do kłamstw towarzyskich, potrafiła wszystko wypowiedzieć lub dać do zrozumienia, nie umiała jednak wyrazić jednego uczucia, które rzeczywiście szczerem w niej było.