Głos jego zabrzmiał tak słodko — tak rzewnie, że dziewczę wśród atłasów, które ją pokrywały — zadrżało od stóp do głów a domyśliwszy się prawdy pobiegło oczami za ojcem. Régis znikł wśród tłumu, śpiesząc ku starszej córce.
Róża, z rozpuszczonemi włosami barwy złota, spadającemi falą na spódnicę z ciężkiego atłasu, przypatrywała się maskom, wsparta na ramieniu pięknego młodego człowieka o bardzo młodocianej jeszcze twarzy, ale z wspaniałą łysiną na głowie. Istny łepek wypchanego młodego kociątka!
Nagle, młode dziewczę uczuło na swem ręku ociśniętej w długą rękawiczkę, delikatną pieszczotę maski aksamitnej... a głos luby — głos kogoś, o którym wie, że odpłynął wczoraj okrętem, szepcze jej do ucha: „Dobra noc! piękna małżonko doży!...“ Wzruszona, chce odpowiedzieć, ale w okamgnieniu postać znika a dzwoneczki Rigoletta, które obok niej zadźwięczały, szalonym ruchem zwróciły po nad głowy tłumu i znikły w stronie ogrodu. Chce wiedzieć — widzieć — przekonać się... Biegnie szukać Ninetki... Zastaje ją w pierwszym salonie na wielkiej naradzie z matką. Pani Posterolle hamuje swoje wrażenie, ale drży ze złości i blednie pod grubą warstwą różu. Zły — szatański uśmiech, błąka się w kącikach ust karminowych przysłoniętych piórem wachlarza. Szepcze jakby do siebie: „Zemszczę się, moje dzieci... zemszczę się... Przysięgam! srogo okupi swoje zuchwalstwo”.
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/102
Ta strona została skorygowana.