oczekującym jej przybycia na balkonie. „Pani Hulin, przyjęła mnie sama“. Odezwała się z miną tryumfującą.
— Byłam pewną, Ze to nieskończone !— odrzekła matka. Róża, urażona do głębi serca, odpowiedziała tonem obojętnym:
— Ponieważ „ta pani“ pilnuje go a więc nie jesteśmy potrzebne ojcu.
— Tembardziej, że już prawie zupełnie zdrów — dorzuciła złośliwie „mademoiselle“.
Ninetka zaniepokojona zapytała siostry:
— Więc nie pójdziemy do ojca?
— Jeżeli chcesz, idź sama — ja nie pójdę.
— Źle zrobisz... — odpowiedziała młodsza, mając na myśli tysiące drobnych korzyści, o które starsza nie wiele dbała. Nie zdołała jednak przekonać siostry.
Dnie upływały szybko. Régis nie opuszczał jeszcze łóżka, jakkolwiek łagodne powietrze wiosny i rozwijająca się natura wpływały dobroczynnie na powrót do sił i do zdrowia.
Przyjmował gości na pół leżący w łóżku, ale długie rozmowy surowo były mu wzbronione.
Przepędzał więc dnie na grze w domino z Maurycym, lub wsłuchiwał się w piękne czytanie pani Hulin w półcieniu tego pokoju, zdrowo i starannie utrzymanego. Dźwięk głosu czytającej łączył się zwykle z rytmicznem i rozkosznym gruchaniem gołębia, drepcącego po ocynkowanym gzymsie.
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/127
Ta strona została skorygowana.