— Niema rady — trzeba się rozłączyć. — Ująwszy jego dłonie dodała: — Dzieci są tam... — niedaleko... czy nie chcesz ich zobaczyć?...
Zawahał się; a po chwili odrzekł stanowczo i ze złością:
— Nie! Dzisiaj nie!
— Jak chcesz... do widzenia, mój maleńki.
Pozostawiła go na rozdrożu — a sama, lekka i wesoła, dobiegła do bulwaru Port-Royal, gdzie oczekiwało na nią okazałe otwarte lando, upstrzone jaskrawemi parasolkami.
— Sama?... — zapytała Róża, zawiedziona w nadziei zobaczenia ojca.
— Mniejsza o to... rozmówiliśmy się... wszystko ułożone. — Cedziła przez zęby, wsiadając do powozu z pomocą płaskiej jak łopata ręki „mademoiselle“.
— Poczciwiec... nie ma najmniejszej do was urazy... podpisze kontrakt i będzie na ślubie.
— A mój posag?... — zapytała Ninetka. — Czy była mowa o moim posagu?...
— Naturalnie... ale najważniejsze to, że zdaje mi się, iż zdołałam uniemożebnić małżeństwo jego z panią Hulin.
Róża i Ninetka wybuchły śmiechem:
— Oh! w takim razie — współzawodnictwo upadło... — Podczas gdy powóz lekko je kołysał, Róża, niemając już powodu do zazdrości, szeptała tonem żałosnym:
— Biedny papa!... biedny papa!...
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/140
Ta strona została skorygowana.