Régis tymczasem przechodził przez kwieciste i zielone skwery, powleczone jakby siatką, smugami zachodzącego słońca. Dążył ku pałacowi du Luxembourg na spotkanie pani Hulin i jej synka. Oczy zwrócił na wysokie sztachety ogrodu, rzucające wydłużone fiołkowe cienie i myślał o przyjaciółce oczekującej na niego po za temi sztachetami tak złudnego pozoru, jak przeszkody rozdzielające wspólne ich przeznaczenie. Rozumiał teraz skrupuły tej pełnej najdelikatniejszych uczuć istoty, która kochała go, gdy nie była wolną — a dziś, nagle, odmawia mu, gdy jest wdową i panią swojej woli. Skrupuły przesadzone bez zaprzeczenia... potrafi je on z czasem zwalczyć siłą swego przywiązania...
Rozpromieniony tą myślą — przyśpieszył kroku. Wrażliwym oddechem rekonwalescenta, czerpał całemi piersiami łagodny powiew wiatru. Napawał się wonią kwiecistych kobierców zroszonych obficie wodą opadającą teraz kroplami z lekkim powiewnym szmerem. Ale wnet zasyczały mu w uszach słowa pani La Posterolle.
Trucizna działała, przenikając do głębi wszystkie żyły i arterye... Noc!... cała noc przepędzona w objęciach tego człowieka! Poświęciła się bo kocha jego — Régisa... Tak, kocha go... niema wątpliwości... Oddając się drugiemu, zadała kłam swemu sercu i ciału, i to dobrowolnie, ponieważ ten człowiek nie miał żadnych już praw do niej, nie będąc od wielu lat jej mężem...
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/141
Ta strona została skorygowana.