Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

ce biednego Régis uległo temu głębokiemu, niepojętemu uciśnieniu, jakie ogarniało go coraz silniej wobec przypuszczalnie grożącego niebezpieczeństwa. Przez Anusię wiedział, że operacja jest groźną — bardzo groźną — szło bowiem o złączenie cząstek kości kolanowej. Gdy chwila stanowcza nadeszła, Régis, niezdolny zająć się czemkolwiek, przebiegał cichutko na palcach swoje mieszkanie, podsłuchując odgłosów dochodzących go z dolnych pokojów. Śledził ruch — nadstawiał ucha, czy nie usłyszy skargi — krzyku lub płaczu a to z takiem przejęciem, jak gdyby szło o jego własne córki.
Wicher jesienny pędził chmury i łamał w ogrodzie gałęzie starych wiązów, które padały wśród przeraźliwego świstu z łoskotem, jakby łamania się masztu. Régis od czasu do czasu zatrzymywał się przy oknie i machinalnie bębnił drżącemi palcami po szybie. Nagle wśród tej zawiei dostrzegł na drożynie postać niskiego i grubego mężczyzny — trzydziestu do czterdziestu lat — cery ogorzałej — wąsów jak szczotki — opiętego w mundur wojskowy. Wydał się mu smutnym, jak i on — bezczynny, zwracał spojrzenia pełne boleści w stronę okien pokoju, gdzie odbywała się operacya.
Czy Régis dostrzegł jedno z tych spojrzeń rozpaczy — czy też widok tego człowieka z odkrytą głową wśród zawiei, jak gdyby był u siebie... dość, że nagle pomyślał: Oto ojciec!... oto mąż!... i utwierdził się wtem przekonaniu, gdy pani Hu-