w gruncie — nie rozpustnik, nie utracyusz, nie gracz, jak wielu innych jego towarzyszów wśród tego szalonego tułaczego życia — ale tak zadrosny — tak brutalny — tak gwałtowny... a te napady niemal szalu powtarzały się codzień — i nic nie zdołało ich złagodzić ani usunąć. Nie wystarczała największa przezorność ani ostrożność żony, bynajmniej niezalotnej ani też próżnej. Na balu, jeżeli tańczyła — po powrocie do domu, sceny — i jakie sceny!... jużto z powodu toalety, kontrolowanej przez niego samego przed wyjazdem — jużto z powodu niedość wysokiego stanika, lub zbyt krótkich rękawów, jużto z powodu jej postawy — sposobu wachlowania się, walcowania lub oddawania ukłonów... Jeżeli nie tańczyła — innego rodzaju sceny... „otóżto! przystrajają mnie w głowę Barthola a same, jak ofiara, siadają pomiędzy staremi kobietami”.
Ah! biedna! biedna! z jakąż trwogą oczekiwała tych oficyalnych zebrań, na które mąż ciągnął ją pomimo jej woli.
Ustawiczny ten nadzór rozciągał się o wiele dalej. Codzień musiała zdać mu sprawę z odbytych lub przyjętych odwiedzin i to w najkategoryczniejszym porządku nazwisk i godzin. Nie dość na tem; nadzór ten wdzierał się aż do głębi jej istoty, do najtajniejszych jej myśli i wrażeń. „O czem myślisz? — odpowiadaj natychmiast“, zapytywał, budząc ją ze snu — a więc sny jej nawet ulegały kontroli i biada jej, jeżeli w tych snach
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/49
Ta strona została skorygowana.