chana moja matka, nazywała rozwód świętokradztwem — i ja sama wychowana jestem w tych zasadach... — przerwała nagle:
— A propos! mówiąc o rozwodzie... Czy widziałeś pan swoją żonę? Zapomniałam zapytać się o to.
— Widziałem.
— Jakież wrażenie?...
— Żadnego!... jak gdybym spotkał dawną kochankę na zakręcie ulicy.
— Otóż to, do czego rozwód doprowadził święty związek małżeństwa... — wymówiła z cicha Paulina Hulin, cała zarumieniona z radości, że Régis tak obojętnie mówi o tem spotkaniu.
— Ale co do niej?... czy jesteś pan równie pewnym jej obojętności?... Czy zamiary jej — utrzymują się?...
— Więcej niż kiedykolwiek — a ponieważ mam pewność, że córki moje nie wyjadą z Paryża — przyznaję, że jestem zachwycony tem małżeństwem... oddala mnie ono od tej kobiety i umożebnia pojednanie... Osądź pani sama, o wiele moje położenie wygodniejszem jest od tego, w jakiem się pani znajdujesz. Przypuśćmy, żeś pani rozwiedziona. Pan Hulin może się ożenić — utworzyć sobie rodzinę — domowe ognisko a w takim razie pozostawia w spokoju, jak panią tak i dziecko...
— Masz pan słuszność! — odrzekła w zamyśleniu. — Masz pan słuszność... ale nie rozwiodę się nigdy... Niepodobna!... niepodobna!... niepodobna!...
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/54
Ta strona została skorygowana.