ne drzwi powiewały wstążki różowe kobiet otwierających loże. „No jakże?... zdaje mi się, że idzie nieźle?...“ — szepnął de Fagan, wysuwając z głębi loży pomiędzy dwie śliczne główki swoich córek głowę potępieńca — oczy bez wyrazu, blade i drżące usta, jak gdyby pierwszy raz stawał przed sądem publiczności! „Czy idzie nieźle?... Ależ posłuchaj, ojcze, odpowiedziała Ninetka, co za oklaski... jaka wrzawa!...“ W końcu drugiego aktu, wszystkie grupy rozproszone po sali, połączyły się w głośnem, owacyjnem uznaniu dla autora. Ninetka nie przestawała oklaskiwać; piękne oczy Róży napełniły się łzami a pani Ravaud w blasku świateł wychylona do połowy z loży, bynajmniej niezakłopotana swojem fałszywem położeniem, zachwyt objawiała burzliwie, z miną wytrawnego znawcy, przyklaskując wachlarzem, wołała: „bardzo dobrze! bardzo ładnie!... to ślicznie powiedziane!...“ przesyłała przytem na scenę uśmiechy porozumienia i uznania artystom — jak gdyby jeszcze była żoną autora.
Być żoną autora w dniu jego powodzenia!... jakże to łechce próżność kobiecą!... Bezwątpienia La Posterolle nie dostarczy jej nigdy podobnej rozkoszy, ani też jej córkom. Rozmyślał nad tem Régis i nic nie brakowałoby do jego tryumfu, gdyby w głębi swojej loży, mógł dostrzedz uśmiech zachęcający i cichy urok pani Hulin.
Po trzecim akcie, sztuka złożona z czterech, jeszcze większe zyskała uznanie. Régis de Fagan,
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/61
Ta strona została skorygowana.