Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

owoce, od czasu do czasu opadając z drzew, głuchem odbiciem się o ziemię przestraszają rozmawiających... Słuchajcie! — ktoś nadchodzi... z tej strony... nie... z tamtej... i tuląc się do siebie — wybuchają śmiechem.
Pan de Fagan, zapisany w hotelu Francuzkim pod przybranem nazwiskiem, przepędził cały dzień następny w swoim pokoju i wyszedł tylko do kąpieli. Na progu zakładu, bardzo mało uczęszczanego w Ajaccio, jak w ogóle w miastach południowych, spotkał się z młodym elegantem, uzbrojonym w jedwabny parasol i wiodącym na sznurku małego pinczerka wielkości szczura. „Niech mnie dyabeł porwie!... ależ to de Fagan... co?... jak się masz, mój gołąbku — tu mój stary sławny?!... No!... to mi traf — tu się spotkać...
— Proszę cię, kochany baronie... Ojciec Rouchouze, był baronem a syn zapożyczył chętnie od ojca jak tytułu, tak i wielu innych rzeczy. Jestem tutaj w najzupełniejszem incognito — i oddałbyś mi przysługę...
— Milczenie i dyskrecya — mój ty stary pniu.. ale... ale!... przypominam sobie — pani La Posterolle jest twoją... a więc panny z prefektury... te śliczne bestyjki... a winszuję ci, mój drogi — córki twoje się zupełnie pschut... i gdyby dama pikowa nie wyżyłowała mnie do ostatniej kostki — poprosiłbym się o rękę młodszej... co prawda, trochę tam jeszcze pstro w głowie — ale przepadam za młodemi orzeszkami!