Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

ski, trudniący się połowem korali, o wysokim żaglu, rozpostartym ukośnie naksztalt skrzydła. Czytał, nie patrząc na książkę a po trzech skromnych posiłkach, spożytych bez najmniejszego apetytu, wyczekiwał niecierpliwie godziny dziewiątej wieczór — chwili, w której córki oczekiwać na niego będą na drodze Sanguinarów.
Dlatego to, gdy nazajutrz po spotkaniu zjawił się u niego baron Rouchouze z talią kart w kieszeni — proponując baccara, stawka po luidorze — dawny gracz, jakim był Régis w młodości, odezwał się pod wpływem nudy — i partyę rozpoczęto... Pędzić trzysta mil — przepłynąć morze — znaleźć się na wyspie przepełnionej kwiecistą wonią ogrodów — urokiem malowniczych skał i nieprzejrzanych lasów i zamknąć się w pokoju o zapuszczonych żaluzyach z głupim Rouchouze — i grać z nim nieskończenie długie partye! — co za smutna ostateczność! — zwłaszcza gdy się jest autorem dramatycznym Komedyi francuskiej i Wodewilu, z świetnem nazwiskiem Régis de Fagan!...
Około godziny szóstej, zjawił się Firmin, ogolony, wyprostowany, czarno ubrany od stóp do głów i przyniósł swemu panu szklankę wody Vichy. Rouchouze, stawiając na tacy opróżnioną szklankę, niezaniedbał nigdy, trąc szybko palec wskazujący o wielki, przesłać wymowną prośbę do swego szczodrobliwego bożka: „Daj mi kilka luidorów...“ Niepowodzenie bowiem ścigało barona; jedyną jego pociechą była myśl, że ma