Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

Gwałtowne szarpnięcie dzwonka rozległo się po pokoju. „Zapewne przynoszą kostium dla ciebie“. Odezwał się Rouchouze — ale w tejże chwili zbladł i wlepił oczy w drzwi.
Usłyszano ciężkie kroki w korytarzu a następnie potężny ludożerczy głos w kuchni, gdzie Firmin wprowadził nowoprzybyłego.
— U marita!...[1] — szepnęła Serafina, śpiesząc do kuchni, podczas gdy baron ukradkiem mówił jej do ucha:
— Daj mu dobry obiad!
— Wydajesz mi się pan przestraszonym?... — zapytał Régis barona. — Czy z powodu zjawienia się Otella?...
— Nie... bynajmniej... ale to bydlę wiele razy przyjdzie, zawsze o coś prosi.
Ciężkie kroki zahuczały w korytarzu i przybliżały się. Silna ręka wstrząsnęła drzwiami.
— Wejdź!... — odezwał się baron, słabym, przytłumionym głosem.

W drzwiach ukazał się olbrzymiego wzrostu człowiek, starannie ogolony; burka zarzucona na ramionach, czerwony fular niedbale związany otaczał szyję krótką, grubą, okrągłą, białą jak gdyby nie znała skwaru słonecznego. Piersi kościste, szerokie; ręce ogromne i czarne obracały starą czapkę, od której roznosiła się woń zwierząt i gnoju.

  1. Mój mój.