Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

— Oh! panie de Fagan!... — wyjąkał nieborak, wargi mając nabrzmiałe ze wzruszenia. — Gdybyś wiedział, jaką przysługę... — Niedokończywszy — zrzucił z siebie maskę błazna i rozpłakał się jak dziecko, ujmując głowę w dłonie. W tejże chwili, odgłos trąb i dzwonków rozległ się pod oknami.
— Otóż oni ! — zawołał baron, powstawszy nagle i otarłszy łzy... Prędko — ubierajmy się... a wciskając nogi w obcisłe trykoty Mefista i nakładając dantejską czapeczkę, mruczał bardzo szczerze: „poczciwy urwis ten stary de Fagan!“ Régis nie odpowiadał, zajęty przystrajaniem się w oponę różnokolorową i w błazeńską czapeczkę z dzwoneczkami, barytona Paganetti.
Wśród ciemności mglistego wybrzeża, snuły się maski różnokolorowe, rozmawiając pomiędzy sobą językiem bulwarowym i naśladując swojego przewodnika i dowódzcę barona Rouchouze. Stajenny ten żargon, złożony z wyrazów przeistoczonych, czynił wrażenie mód paryzkich, zastosowanych do kobiet Tahiti.
— Mój przyjaciel Rigoletto! — rzekł baron, przedstawiając Régisa towarzyszom.
— W poszukiwaniu swojej córki! — dodał de Fagan, ażeby coś powiedzieć. Baron szepnął mu do ucha:
— Swoich córek!...
— Prawda! Nie myślałem o tem — i uśmiechnął się z tego podobieństwa scenicznego, które