Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Lekki krzyk Antoniny wyprowadził Edmunda z zadumy.
„Ona mnie widziała, mówił do siebie. Byle tylko obecność moja nie była jéj nieprzyjemną. Oh! gdybym mógł jéj wypowiedzieć to co zamyka się w mojem sercu, wszystkie moje marzenia dzisiejszéj nocy! Gdybym mógł ją przekonać o tem, iż moja matka kocha ją już serdecznie i gotowa zastąpić jéj własną, wyznać — iż od dwóch dni myśl o niéj nie odstępuje mnie ani na chywilę... Nie, ona nie chciałaby temu wierzyć, iż moje serce w tak krótkim przeciągu czasu przebiegło tak długą drogę. Zresztą jéj guwernantka jest obecna; kompromitowałbym Antoninę przemawiając do niéj w téj chwili: a ztemwszystkiem muszę przecież z nią mówić.
Ze swéj strony, Antonina myślała:
„On jest tu. Jakim sposobem dowiedział się, że Ja tu przyjdę? To chyba nie przypadek sprowadził go, on przychodzić musi dla mnie, dla mnie wyłącznie; więc on mnie już kocha? Czy tylko otrzymał mój list? czy odważy się do mnie przemówić? Zdaje się, iż nie będzie chciał dać poznać, że mnie zna. A jednak ma prawo żądać odemnie wyjaśnienia tego listu. Wie też on, iż list odemnie pochodzi? Oby tylko Aniela nie domyśliła się czego! Jaki on blady...”
Wistocie Kdmund, który położył się spać o 4-ej w mocy a wstał o 8-éj rano, był więcéj blady jak zwykle Antonina chciałaby się odwrócić, ponieważ czuła spoczywający na sobie wzrok Edmunda, który ją pochłaniał, — a jednak nie śmiała zrobić poruszenia, będąc