dych ludzi zdołało by przebiedz w przeciągu dwóch dni drogę, jaką on dopiero co przebiegł.
Naszczęście nie wiedział sam, komu ma to zawdzięczać.
Skoro Antonina wyszła z kościoła, spostrzegła Edmunda, który oddalony od niéj o jakie dwadzieścia kroków szedł w tę samą stronę co i ona.
Pani Aniela postępowała jak prawdziwa dewotka, lękająca się przez otworzenie ust, ryzykować utracenie błogosławieństwa ofiary bożéj, przy spełnianiu któréj była dopieroco obecną.
W chwili gdy Antonina miała wchodzić do siebie, Edmund odwrócił się i podniósł do ust swoich list wczoraj otrzymany.
Panna Devaux zaczerwieniła się i spuściła oczy.
„Nie wątpię teraz, iż nie kto inny tylko ona ten list mi przysłała — i niech co chce będzie, muszę jéj za to podziękować; ale jakim sposobem z nią mówić?”
Upłynęło już z dziesięć minut jak Antonina znikła, a Edmund stał jeszcze na tem samem miejscu z wlepionym wzrokiem w miejsce, którego przed chwilą dotykały jéj malutkie nóżki.
Powróciwszy do swego pokoju, Antonina pragnęła gorąco stanąć przy oknie, ale żaluzje były podniesione, okno otwarte — lękała się więc być spostrzeżoną przez młodego człowieka, który zdecydował się nareszcie opuścić ulicę Lille, jak skoro tylko usłyszał dźwięczny głosik przemawiający z cicha:
— Już w obserwacjach; piękny zakochany!
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/127
Ta strona została przepisana.