o los dziecka niepokoju, Gustaw czerpał nowe postanowienie, to téż niejednokrotnie mówił do pani Pereux, biorcę ją za rękę:
— Bądź pani spokojną, będę ja przy nim.
Widzicie, jaki zachodził stosunek między Edmundem i Gustawem, w dniu, w którym rozpoczynamy z nimi znajomość; wielka i szczera skłonność jednego do drugiego, nieco posłuszeństwa ze strony pierwszego, nieco protekcyjnej powagi ze strony drugiego, — oto i wszystko co było prostem następstwem okoliczności, któreśmy dopiero co wyłuszczyli.
Nasi dwaj przyjaciele przechadzali się tedy pod arkadami ulicy Rivoli, w piękny poranek majowy, rozmawiając z sobą.
Nagle Edmund zatrzymał się przed wystawą tabaczną.
— Poczekaj, rzekł do Gustawa, kupię sobię cygaro.
— Niepotrzeba, odpowiedział zagadniony, biorąc pod rękę swego przyjaciela.
— Dla czego niepotrzeba?
— Ponieważ szkodzi ci palenie.
— Przecież ty palisz!
— O! ja — to co innego. Zżyłem się z tém. Zresztą twoja matka tego sobie nie życzy.
Edmund nie odpowiedział na to ani słowa i rozpoczął na nowo przechadzkę.
Doszedłszy do ulicy Castiglione, zatrzymali się chwilkę, dla przepuszczenia pewnego jegomości, idącego w towarzystwie młodej dziewczyny.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/13
Ta strona została przepisana.