Powiedział to tonem tak stanowczym, iż służący nie smiał mu nie być posłusznym.
Gustaw wszedł do znanego już nam salonu, a nie upłynęło i pięciu minut ukazała mu się Antonina.
— To pan masz do mnie interes? spytała zdziwiona.
— Tak pani, odpowiedział Gustaw i prosiłbym ją nadto o zamknięcie drzwi od jéj pokoju, ponieważ to z czem przychodzę nie może, nie powinno być przez nikogo obcego słyszane.
Słowa podobne mogłyby przestraszać najędważniéjszą dziewczynę; ale osoba, która do niéj przemawiała, przemawiała tonem tak błagalnym, iż, nie wahając się ani chwili, Antonina przymknęła drzwii siądając rzekła:
— Słucham pana.
— Pani, rozpoczął Gustaw, jesteś piękną, młodą, jesteś córką uczciwego człowieka; serce twoje musi być dobre, ufające, litościwe. Wiedz pani jednak, iż bezwiednie może, stałaś się przyczyną wielkiego nieszczęścia.
— Przestraszasz mnie pan, zawołała Antonina, nierozumniéjąc wzruszenia Gustawa, którego nie poznała, choć widziała go, bardzo niedokładnie zresztą, przy boku Edmunda.
— Wczoraj była tu młoda dziewczyna, z czepeczkami, z haftami.
— W istocie.
— Rozmawiała z panią o panu de Pereux?
— Tak jest, panie, odpowiedziała Antonina rumieniąc się.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/162
Ta strona została przepisana.