Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/23

Ta strona została przepisana.


II.

— Weszła pod № 18, rzekł Edmund do Gustawa.
— Jest-żeś zadowolony?
— Tak, — ale drżę cały.
— A to z czego?
— Że może tu nie mieszkać. Jest bardzo rano. Może ona tu weszła tylko na śniadanie ze swoim ojcem?
— To jest możebne.
— Jakby się o tem przekonać?
— Chcesz-że tego koniecznie?
— Tak, chcę tego.
— Zapytaj się więc kogo.
— Ale jeżeli zejdą podczas mojéj rozmowy z odźwiernym...
— Zobaczy cię, — ot i wszystko, a ojciec może i pozna.
— E, ojciec mnie nie pozna; nawet nie patrzył gdym oddawał rękawiczkę jego córce.
— Wejdźmy więc, — na honor, nic nam przecież złego się nie stanie.
Młodzi ludzie, którzy byli się zatrzymali przed domem dla uczynienia sobie wyżéj przytoczonych uwag, postąpili kilka kroków naprzód.
Podczas gdy to się działo, za spuszczoną tymczasem firanką okna na drugiem piętrze, siedziało sobie spokojnie młode dziewczę, nie mogące powstrzymać się od zadziwienia, kiedy ujrzało swoich nieznajomych, postępujących ku bramie domu.