— Co chcesz? oddaje mi całe swoje serce, a nie może w zupełności podzielać mojego.
Gdybym kiedy ciebie utracić miał Antonino, zabiłbym się; ale gdybym utracił moją matkę; zdaję mi się iż umarłbym ze zgryzoty. Idź poszukaj jéj.
Antonina złożyła pocałunek na czole swego męża i poszła do salonu.
Cicha modlitwa wybiegła z ust chorego.
Ta modlitwa prosiła Boga o szęście i zdrowie dla dwóch Aniołów które on przy nim umieścił, ta szczęście i to zdrowie o które dla niego właśnie niedawno jeszcze dwie kobiety błagały.
Kiedy Antonina ukazała się w salonie, pani Pereux rozmawiała z komendantem Mortonne, jego żoną, córką, panem Devaux i Gustawem.
— Mamo, rzekła jéj, Edmund chce się z tobą widzieć; chciał mnie wyłajać za to iż mnie samą tylko zastał przy swojem łóżku.
Na ustach matki osiadł uśmiech radości.
Co prędzéj pobiegła do swego syna.
— Więc ty ciągle o mnie myslisz mój drogi? rzekła mu.
— Uściskaj mnie, moja matko, rzekł Edmund, obejmując swojemi wychudłemi palcami szyję pani Pereux; twoje to pocałunki przywołują mnie do życia.
— Ocalonyś! ocalonyś! wyszeptała matka. Pan Devaux powiedział mi to przed chwilą. Ale czy to tylko prawda mój Boże?
I znowu ściskała swoje dziecko.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/244
Ta strona została przepisana.