Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/266

Ta strona została przepisana.

łość, ten kwiat, który rozwija się dla wszystkich ludzi w jednéj okolicy drogi, który zrywają, którym oddychają, którego dotykają się jak najczęściéj, rzucając go nareszcie, pragnąc w następstwie podnieść z błota w jakie go upuścili, a w którem jego boska istota nie ulega zepsuciu.
Łatwo zrozumieć, iż przy znanem nam usposobieniu Edmunda, poddawał się on z pokorą pod wszystkie wymagania swojéj choroby, która miała na niego wpływ tak wielki, iż pod brzemieniem jéj, zdawał się niemal zapominać o troskach przyszłości. W istocie, zdrowie, które p. Devaux cudem mu przywrócił, było jakby pewną gwarancyą zupełnego wyzdrowienia!
„Gdybym miał umrzeć, mówił sam do siebie, byłbym już umarł!“
Z tem wszystkiem nie znać było po nim ani przekonania, ani nadziei; był szczęśliwy iż miał zgromadzone około siebie wszystkie istoty, które kochał i któremi nawet zdawał się być zachwycony. Doktór, który go już raz ocalił kazał mu mieć nadzieję, — to też oddawał się on z całą przyjemnością temu uczuciu słodkiemu, jakiego doświadcza człowiek, któremu życie powraca, W taki zatem sposób czas upływał. Jedne dni Edmunda. ustępowały miejsca innym przynosząc z sobą daninę zdrowia jakiéj nauka od nich wymagała.
Kuracya naszego pacyenta rozpoczęła się. Kaszel, — konieczne następstwo zapalenia płuc, zmniejszał się coraz bardziéj. Zresztą, kuracya była bardzo pro-