mu bardzo o sprawienie radości Nichecie, — do której téż zaraz napisał:
„Prawie równocześnie z tym listem wyjeżdżam. W kilka godzin po nim będę w Paryżu!“
Następnie poszedł pożegnać państwa Mortonne.
— Ale pan powrócisz? zapytał komendant.
— Jak tylko będę mógł najprędzej, — odpowiedział Gustaw.
Pani Mortonne zamieniła spojrzenie ze swoim mężem, którego już uprzedziła o swojej rozmowie z panią Pereux.
Laurencya uczula, iż serce jéj biło gwałtownie.
— Czy pana zastanę tu jeszcze, komendancie? zapytał Gustaw.
— Nie ruszymy się z miejsca, odpowiedział Mortonne.
Gustaw pożegnał się z Laurencyą.
Podała mu rączkę, którą ścisnął i która lekko odpowiedziała na to uściśnięcie.
— Dla czego pan Daumont wyjeżdża? zapytała swojéj matki, kiedy Gustaw się oddalił.
— Ponieważ jak myślę ma zamiar żenić się, — odrzekła pani Mortonne, któréj p. Pereux opowiedziała część swojéj rozmowy z Gustawem i rezultat takowéj, — a do tego potrzeba moje dziecko, aby pozałatwiał swoje interessa.
Mówiąc to pani Mortonne badawczo przypatrywała się swojéj córce.
— Moja dobra mamo!... zawołała ona po chwili rzucając się w matki objęcia.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/278
Ta strona została przepisana.