— Nie ma jak dziesięć minut jak przybyłeś; i, nie zdjąwszy nawet swego podróżnego płaszcza, mówisz mi iż wyjedziesz i pytasz jeszcze co mi jest!...
— Uspokój się, — przepędzimy z jakie dwa tygodnie razem.
— Dwa tygodnie tylko!
— Może ze trzy.
— Więc ty bardzo kochasz Edmunda? zapytała Nichetta, przyglądając się jakimś szczególnym wzrokiem Gustawowi.
— Ty wiesz najlepiéj o tem, i z przykrością mnie tylko on puścił. Alem ja o to nie pytał, pragnąc koniecznie cię widzieć.
— Czy to tylko prawda?
— Czym ja ci kiedy kłamał?
— Zaczynałam się czegoś obawiać, czy wiesz? rzekła młoda dziewczyna kładąc na łóżku płaszcz i czapkę podróżną, które zdjęła z Gustawa.
— I czegoś się ty obawiała?
— Lękałam się że ty mnie może już nie kochasz i żeś mógł ofiarować swoje serce innéj.
— Komu? dobry Boże! zawołał Gustaw rumieniąc się i spodziewając ukryć swój rumieniec przez ten wykrzyknik...
— Komu? Innéj kobiecie.
— A teraz, — jest-żeś uspokojona? zapytał Gustaw sadzając Nichettę na kolana.
— W zupełności, ponieważ cię widzę, jakkolwiek...
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/281
Ta strona została przepisana.