— Najmę sobie mały pokoik w Nicei; nikt nie będzie wiedział kto ja jestem i że tam będę, — nawet pani Pereuxi Edmund. Od czasu do czasu przyziesz mnie zobaczyć, w godzinach w których ruch na ulicach ustanie, wieczorem, i będę bardzo szczęśliwą; albowiem Paryż jest zbyt smutnym. dla mnie kiedy ciebie w nim nie ma.
— Powrócę niedługo, moja mała Nichetta, replikował Gustaw i już się nigdy nie rozłączymy.
— Jak chcesz. Ty jesteś panem, rzekła młoda dziewczyna łzy ocierając. Kiedy jedziesz?
— Za pięć albo sześć dni.
— Czy pozwolisz, abym ci do Chalons towarzyszyła? byłabym dłużéj z tobą.
— Dobrze! będziesz mi towarzyszyła, — odpowiedział Daumont zadowolony, iż może coś zrobić dla biednéj dziewczyny.
— Oh, jakżeś ty dobry!.... zawołała, rzucając się w jego objęcia.
I skakała z radości.
Od czasu swego przyjazdu Gustaw był tem dla Nichetty, czem jest ojciec dla swego dziecka, które ma oddać na pensyę, a które się tam może nudzić, Robił jéj wszystkie przyjemności, jakie tylko mógł był jéj robić, myśląc sobie: „przynajmniéj zabawi się trochę!“
W trakcie tego otrzymał list od Edmunda, albowiem jak to nie trudno odgadnąć, list o którym Gustaw mówił Nichecie był tylko pretekstem; w istocie nikt do niego nie pisał.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/290
Ta strona została przepisana.