Piszący te słowa niema innego celu na widoku nad odmalowanie a może też i wytłomaczenie tych przemian duchowych, jakie wiek i otoczenie dokonywają na człowieku, niszcząc prawie zawsze wiele z jego teorji początkowych i wiele żywionych nadziei. Gustaw właśnie znajdował się w perjodzie tych przemian naturalnych. On, który przypuszczał iż życie może mu tak spłynąć jak je rozpoczął, — uczuł nareszcie wpływy rozliczne na sobie, które przywiązując jego serce do życia, unosiły je ku coraz nowszym widnokręgom. Widok szczęścia Edmunda otworzył jego duszę przed nowemi myślami. Choć mówił sam do siebie nieraz: „Edmund umrze zapewne młodo” musiał jednak z tem wszystkiem przyznać, iż nim to nastąpi mąż Antoniny zakosztował rozkoszy wcale mu dotąd nieznanych, a które uważał za najsłodsze w świecie, ponieważ są najczystszemi. Tak on już myślał, podczas gdy pozostawszy w Paryżu, Edmunda wyprawił do Nicei, a szczegóły których mu mąż Antoniny udzielił w liście o swojem szczęściu, utwierdziły go tylko w chęci w nieokreślone jeszcze formy przybranej, które jednak traf miał niedługo urzeczywistnić. Jakby przez zrządzenie Opatrzności Laurencya wpadła mu w oczy i Gustaw odrazu w niej dostrzegł przyszłość nową dla siebie.
Zdarza się nieraz iż przemiany jakim podlega człowiek nie osiągają bynajmniej tak szczęśliwych jak dla Gustawa rezultatów. To zależy od sposobu w jaki