cemu go światu. Zdawał się mówić do dzieci: „niedługo będę mógł tak biegać jak wy!...” Nie obawiające się niczego jego szczęście kroczyło przed nim ukazując mu, drogę. Był on zdobywcą, którego poprzedzały flety i odgłosy tryumfu. Wszystko śpiewało w nim i na około niego.
Czuł że rozbudzają się w nim popędy nieznane mu dotąd. Dziesięć miesięcy które przeżył przy boku swojéj żony, były jakby minutą w porównaniu z długiemi laty jakie miał do przeżycia. Miłość jaką miał dla niéj zdawała mu się być niczem w porównaniu z miłością jaką w swojem sercu żywił. Przy boku Antoniny marzył on o tem, o czem się tylko marzy obok pięknej narzeczonéj, któréj miłość dla ukochanego jest dopiero zapowiedzią rozkoszy.
Edmund był więcéj niż zakochanym. Czuł się poetą. Natchnienia jego spadały z jego duszy w rymowanych strofkach i sam przyznawał, iż nigdy nie był tak radosny.
Uważać życie swoje za zamknięte krótkim obrębem dwóch lat, mówić sobie za każdym dniem: „jeszcze nowy krok do grobu” cierpieć oddawna to co zwykle się cierpi w dniu jednym na samą myśl porzucenia życia, młodości, matki, ukochanéj żony i nagle odrodzić się, zaczynając mieć nadzieję; zrozpaczonemu rozbudzić się niespodziewanie na brzegu usłanym kwiatami w pośrodku czarów natury i duszy, nie jest że to w istocie szczęściem nad wyraz, którego nieuznawać byłoby bluźnierstwem.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/312
Ta strona została przepisana.