— I?... zapytała Nichetta bledniejąc mimowoli.
— I z moją matką.
Po mimowolnéj intonacyi tego zdania, Nichetta domyśliła się iż Gustaw był w mieścię ze swoją żoną i że Edmund byłby jéj to powiedział, gdyby był nie dostrzegł jej bladości na twarzy.
— Wracacie do Paryża? spytała po chwili.
— Niezadługo. Chciałem zatrzymać się w Tours, ażeby cię uściskać moja dobra Nichetto i powiedzieć jak bardzo cię kocham.
— Nie ma dnia, abym o tobie nie myślała, przypominając sobie ten czas, w którym cię widywałam tak często. Przypominasz sobie nasze małe obiady przy ulicy Godot? Były to dobre chwile — dla mnie przynajmiéj.
I Nichecie łzy znowu stanęły w oczach. Sam Edmund nie mógł zapanować nad swojem wzruszeniem i widząc cierpienie biednéj dziewczyny, pytał się sam siebie, jak Gustaw miał odwagę ją porzucić.
— Nie mówmy o tem, rzekła Nichetta ocierając łzy. Twoja matka i żona, czy zdrowe i czy cię tak jak dawniéj kochają?
— Tak Nichetto.
— Bądź szczęśliwy Edmundzie, — to jest moje najszczersze życzenie.
— A ty Nichetto, jesteś też szczęśliwa?
— Tak, odpowiedziała wzdychając; tak szczęśliwa jak być tylko mogę. Karolina jest dobra dziewczyna, nasz mały sklepik jest znany, tak, jestem szczęśliwą.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/319
Ta strona została przepisana.