Nic nie mogło być więcéj wzruszającęm, jak sposób z jakim Nichetta wymawiała te słowa.
Podczas całéj téj rozmowy, imię Gustawa nie zostało ani razu wyrzeczone; jeżeli jednak nie znalazło się na ustach, znajdowało się ono w sercu Nichetty.
Wołałaby ona była aby jej Edmund opowiadał o kochanku; ale on nie śmiał z obawy bolesnego jéj dotknięcia; nie zaniedbała by ona w takim razie wypytywać się o niego, nie mogąc, ponieważ był szczęśliwym, nic innego usłyszeć nad rzeczy boleśnie ją raniące.
W chwili w któréj dwie karetki pocztowe opuszczały miasto, jakaś zakwefiona kobieta ukryła się po za pierwszem drzewem przy drodze tak ażeby sama nie będąc widzianą, mogła wszystko dobrze widzieć.
— Widziałeś? zapytał Edmund Gustawa.
— Widziałem, odpowiedział wzruszony; Nichetta nieprawda.
— Zmieniła się tak bardzo!
— Biedne dziecko! wyszeptał Gustaw.
I łza spłynęła mu z oczu do serca.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/320
Ta strona została przepisana.