— Wiesz dobrze, jak jestem zabobonna.
— Nie lękaj się moja mateczko, jestem zdrów jak nigdy.
Pani Pereux uściskała swego syna; łzy błyszczały w jéj oczach.
— Ah Boże! Już płaczesz... zawołał Edmund rzucając się przed nią na kolana i ściskając jéj ręce. Czegoż płaczesz? czym ci co złego uczynił?
— Ja nie płaczę, mój drogi. Przychodzi mi tylko na myśl, iż jak się ożenisz to więcéj będziesz kochał swoją żonę jak matkę, — i ta to myśl łzy powoduje.
— Nigdy matko, — ty wiesz dobrze o tém,
— Nie mów tego, moje dziecko. Bądź szczęśliwy, w jakikolwiekbądź sposób; — o to tylko proszę Boga.
Nieprawda, aby ta tylko myśl wywołała łzy w oczach pani Pereux; gdyby ona jedna bowiem ją tak wzruszyła, wzruszyłaby była ją z pewnością w samych początkach opowiadania Edmunda.
Jakież więc obawy wstrząsnęły tak nagle sercem młodéj matki?...
Robiła ona wszystko co mogła, aby jej syn zapomniał o téj chwili smutku. Zaczęła na nowo swoją robótkę, zmieniła przedmiot rozmowy i stała się wesołą.
Ale Edmund znający dobrze usposobienie matki, spostrzegł wkrótce iż wesołość ta nie była szczerą i że jakaś myśl ją zajmowała.
Pod wieczór pani Pereux wzięła Gustawa za rękę i rzekła mu:
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/54
Ta strona została przepisana.