— Tak, — biegiem.
— Jesteś zmęczony.
— Wcale nie, droga mamo.
— Więc ci nie szkodzi prędkie bieganie?
— Nie. Oto twoja książka.
— Dziękuję ci, kochane dziecko.
Pani Pereux uściskała swego syna i wzięła go za ręce.
— Twoja ręka pali.
— Ona jest zawsze taka.
— Nie cierpisz nic?
— Nigdy nie miałem się lepiéj. Wiesz wreszcie, moja matko iż nigdy nie choruję.
Nie mamy potrzeby tłomaczyć niepokoju, z jakim pani Pereux po rozmowie z Gustawem badała swego syna.
— Łatwo się zastraszam, pomyślała sobie i skierowała swój wzrok na Edmunda, którego badała wejrzenie, cerę i oddychanie.
Edmund jakkolwiek nieco blady, był spokojny i wesoły.
Gustaw zamienił spojrzenie z panią Pereux. Odpowiedziała mu uśmiechem, który znaczył.
— Masz racyę; zapewne mylę się.
Kiedy około jedenastej godziny z wieczora, Daumont żegnał się z Edmundem, powiedział mu wtedy:
— Mam z tobą coś do pomówienia.
— Przyjdź jutro.
Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/59
Ta strona została przepisana.