siebie nie bał się; zwrócił konia i choć zwycięzca, uciekł jak pokonany.
Ale odwrót jednego człowieka nie zmienił postaci rzeczy; strach jest zarazą, ogarnął on całą armię i pod ciężarem panicznej trwogi, żołnierze poczęli uciekać.
Konie pomimo utrudzenia, sił nabrały, albowiem i one zdawały się być pod wpływem trwogi; ludzie zaczęli się rozpraszać szukając schronienia: w kilka godzin armii nie było.
Była to właśnie pora, kiedy według rozkazu Jego książęcej mości, zrywano tamy i spuszczano upusty.
Od Lierre, aż do Fermonde, od Haesdonk, aż do Malines, każda mała rzeczka, powiększona przypływami, każdy kanał wylany, posyłały na płaski ląd wodę rozszalałą.
Tak więc, kiedy uciekający francuzi zatrzymywać się zaczęli, utrudziwszy swoich nieprzyjaciół; kiedy widzieli, że antwerpczycy powracają do miasta, kiedy ci, którzy wyszli zdrowo z rzezi sądzili się ocalonemi i pragnęli chwilę odetchnąć, jedni modląc się, drudzy złorzecząc, w tej właśnie godzinie, nowy nieprzyjaciel, ślepy i nieubłagany, wyrywał na nich z szybkościę wiatru i gwałtownością morza.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1036
Ta strona została przepisana.