Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1044

Ta strona została przepisana.

— Do Brukselli, mówisz?
— Tak; ale zatrzymał się tam.
— Remy — rzekła dama, zbliżając się do swego towarzysza, jakby się lękała, ażeby jej kto na pustej nie podsłuchał drodze.
— Remy, czy on niezdawał ci się podobnym...
— Do kogo, pani?
— Przynajmniej z postawy, bo nie widziałam twarzy tego nieszczęśliwego człowieka.
— O!... nie, nie, pani — odpowiedział Remy — bynajmniej; prócz tego, zkądby mógł wiedzieć, że opuściliśmy Paryż i udajemy się w 1ę drogę?
— A zkąd mógł wiedzieć gdzie jesteśmygdyśmy zmienili mieszkanie w Paryżu?..
— Nie, pani — odparł Remy — nie ścigał nas, ani nie kazał ścigać, — i jak pani dawniej mówiłem, widać zrobił rozpaczliwe postanowienie, ale względem siebie samego.
— Niestety!... Remy — każdy ma na tym świecić cierpienia swoje.
Remy odpowiedział westchnieniem na westchnienie swojej pani, i jechali dalej w milczeniu, tylko tentent ciszę zakłócał.
Tak dwie godziny minęło.
W chwili, kiedy nasi podróżni mieli wjeżdżać do Vilvorde, Remy szybko się odwrócił.