jeden z nich podobny do Remyego, często się za nim oglądał. Drugiemu skrzydła szerokiego kapelusza twarz zasłaniały.
Remy mijając zajazd, ujrzał Henryka na ławie, obejrzał się i poznał go.
— Tym razem — mówił Henryk do siebie — nie mylę się. Krew mam zimną, oczy jasne i myśli świeże, mogę sobą władać, prócz tego, to samo zjawisko powtarza się i sądzę, że towarzysz Remyego jest służącym z domu na przedmieściu.
— Nie — mówił dalej — nie mogę być w takiej niepewności i natychmiast muszę się przekonać.
Powstał i udał się szeroką ulicą za podróżnemi; lecz czy zajechali do jakiego domu, czy inną udali się drogą, nie znalazł ich...
Pobiegł do bramy miasta; lecz była zamkniętą.
Podróżni wyjechać więc nie mogli.
Chodził po wszystkich zajazdach, wypytywał się, szukał i dowiedział, że dwaj podróżni skierowali się do lichego zajazdu przy ulicy Beffroi.
Gospodarz właśnie dom zamykał, gdy Bouchage przybył.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1055
Ta strona została przepisana.