wierzch wody i z niepokonaną nadzieją, która towarzyszy ginącemu aż do samego zgonu, pływał utrzymywany na belce.
Obok niego szedł koń jego, bijąc przedniemi nogami wodę; konia zaś jego pani, woda uniosła; o dwadzieścia kroków dalej, trzeci koń unosił Henryka i jego towarzyszkę, Remy nieżałował życia, albowiem ginąc miał nadzieję, że jego pani uratowaną zostanie.
— Zegnam cię pani — wołał — ja pierwszy się oddalam i powiem temu, który nas czeka, że żyjesz dla...
Nie zdołał skończyć zdania, góra wodna pochłonęła go i rzuciła pod nogi konia Henryka.
— Remy! Remy!.. — wołała pani — Remy, ja chce z tobą umierać, panie, puszczaj mnie, w imię Boga, ja chcę tu zostać!
Wymówiła te wyrazy z taką siłą i powagą, że młodzieniec pozwolił jej ześliznąć się na ziemię mówiąc:
— Dobrze, wszyscy troje tu zginiemy; dzięki że sprawiasz mi radość, której nigdy się nie spodziewałem.
Kiedy to mówił wstrzymując konia, woda zaskoczyła go jak zaskoczyła Remyego; ale ostatniem wysileniem miłości, zatrzymał kobietę za rękę.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1082
Ta strona została przepisana.