Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/109

Ta strona została przepisana.

świadczysz mi pan usługę, za którą będę wdzięczny przez całe życie.
— A jakże wejdę, kiedy drzwi zamknięte?
— Oto klucz.
I wyrzucił mi klucz przez okno.
Żywo wbiegłem na schody i wszedłem do pokoju, do miejsca pożaru.
Paliła się podłoga; znalazłem się w laboratoryum chemika; robił on jakieś doświadczenia i rozlał na ziemię płyn zapalny, co pożar roznieciło. Gdy wszedłem już był panem ognia, dla tego mogłem mu się przypatrzeć.
Był to dwudziesto-ośmio lub trzydziesto letni mężczyzna, a przynajmniej na takiego wyglądał; okropna blizna przerzynała mu policzek, druga zaś biegła przez czaszkę; gęsta broda pokrywała mu resztę twarzy.
— Dziękuję panu; lecz jak pan widzisz, już się wszystko skończyło, jeżeliś pan tyle uprzejmy jak się wydajesz, racz natychmiast odejść, bo moja pani może tu przybyć lada chwila i rozgniewać się, widząc o tej godzinie obcego człowieka u mnie, a raczej u siebie.
Na dźwięk tego głosu stanąłem jak wryty i prawie przerażony.
Otworzyłem usta chcąc zawołąć: „Ty je-