Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/110

Ta strona została przepisana.

steś człowiekiem z cmentarza, z ulicy Lesdiguiéres, tyś towarzysz nieznajomej damy!..“ bo przypominasz sobie bracie, że był zakapturzony, że nie widziałem jego twarzy, lecz tylko głos słyszałem. Miałem więc mu to powiedzieć, miałem go badać, błagać, w tem nagle otworzyły się drzwi i weszła jakaś kobieta.
— Co to jest, Remy? — spytała majestatycznie, zatrzymując się na progu — dlaczego ton hałas?
— O! mój bracie, to była ona, jeszcze piękniejsza przy gasnącem świetle pożaru, aniżeli przy promieniach księżyca; to była ona, kobieta, której obraz nieustannie toczył mi serce. Krzyknąłem, służący teraz na mnie spojrzał.
— Dziękuję panu — rzekł — jeszcze raz dziękuję, ale pan widzisz, że ogień już zagasł. Wychodź pan zatem, błagam, wychodź.
— Przyjacielu — odparłem, żegnasz mię bardzo ostro.
— Pani — powiedział służący, to on.
— Kto, on? — spytała.
— Ten młody kawaler, któregośmy spotkali w ogrodzie Gypécienne, który szedł za panią na ulice Lesdigniéres.
Wówczas spojrzała na mnie, i po tem sp-j-