— Chcesz spróbować, czy odgłos jakiego świetnego czynu nie zmiękczy serca okrutnej, wyznaj, że dlatego nalegasz.
— Jeżeli tak chcesz koniecznie...
— Masz słuszność. Kobiety często opierają się wielkiej miłości, a trochę szumu je znęci.
— Ja tak nie sądzę.
— Stokroć głupim jesteś, jeżeli chcesz się narażać bez tej nadziei. Słuchaj Henryku, nie szukaj innej przyczyny oporu tej kobiety, jak tylko w tem, że nie ma oczów i serca.
— Ale mi powierzysz dowództwo, mój bracie?
— Muszę, kiedy prosisz tak usilnie.
— Czy mogę dziś wieczór wyjechać?
— Koniecznie nawet. Pojmujesz, że tu długo czekać niemożemy.
— Wielu mi dasz ludzi?
— Stu lub więcej. Nie mogę osłabić pozycyi, rozumiesz, Henryku.
— Daj mniej, jeżeli chcesz, mój bracie.
— Nie, jabym chciał dać ci dwa razy tyle. Tylko daj mi słowo honoru, że jeżeli spotkasz trzystu nieprzyjaciół, nie będziesz szukał bitwy.
— Moj bracie — rzekł Henryk z uśmiechem — drogo sprzedajesz sławę, której jeszcze nie widzę.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1112
Ta strona została przepisana.